„Fajnie sprawdza mi się takie podejście do życia: pływam, jeżdżę rowerem i biegam”. – wywiad z Markusem Meierem
„Fajnie sprawdza mi się takie podejście do życia: pływam, jeżdżę rowerem i biegam”. – wywiad z Markusem Meierem.
Wielki miłośnik triathlonu i Prezes firmy M&K Foam w jednej osobie. W zeszłym roku ukończył Double Ultra Triathlon w Emsdetten w czasie 32:45:52! Z nami porozmawiał o firmie, treningach, starcie w zawodach i planach na przyszłość.
Marka M&K Foam przyjęła w tym sezonie rolę Partnera cyklu Garmin Iron Triathlon – największego i najstarszego cyklu triathlonowego w Polsce. M&K Foam powstała w 1992 roku. To już blisko 30 lat…Co zatem było pierwsze założenie firmy czy miłość do sportu?
Jako młody chłopak trenowałem wioślarstwo w Poznaniu. Dopiero gdy przed pięćdziesiątką zauważyłem, że niektórzy których znałem odeszli z tego świata z uwagi na niezdrowy styl życia, stało się dla mnie jasne, że muszę coś u siebie zmienić. W Kole jest na jesień Bieg Warciański na 10km. W 2008 dziwiłem się jak ludzie mogą biec 10km. W 2010 wystartowałem po raz pierwszy zrzuciwszy najpierw 20 kg.
Co sprawiło, że zainteresował się Pan akurat triathlonem?
Do triathlonu wciągnął mnie w 2012 mój syn, który zaczął pływać w klubie triathlonowym w Kole u Tomka Bretta. Było to coś więcej niż tylko bieganie. Ja pływać za bardzo nie umiałem, ale wystartowałem wystraszony na drobniutkim dystansie dla początkujących triathlonistów. Potem dystanse wraz z wytrenowaniem się zwiększały. Od czasu do czasu trafiło się też podium w grupie wiekowej.
Jest Pan Prezesem firmy i trenuje wymagającą dyscyplinę jaką jest triathlon, jaki jest Pana zdaniem klucz do połączenia wielu obowiązków?
Z uwagi na charakter mojej pracy wykorzystuję chwile w treningach na przemyślenia związane z pracą. Fajnie sprawdza mi się takie podejście do życia: pływam, jeżdżę rowerem i biegam. Następnie mam czas wolny. A w całym czasie wolnym robię tylko to co lubię najbardziej: pracuję!
Wymaga to oczywiście akceptacji w rodzinie i wiele wyjazdów i urlopów jest spędzanych w aktywny sposób na obozach. W czasach wirusa doszły jednakże emocje jak w rosyjskiej ruletce. Jak jazda z górki bez hamulców. Sytuacja jest pod kontrolą.
W zeszłym roku z czasem 32:45:52 ukończył Pan Double Ultra Triathlon Emsdetten to niesamowite osiągnięcie! Był to dla Pana najważniejszy dotychczasowy sukces?
To był cel zasugerowany osiągnięciem Jurka Górskiego. Oglądając o nim film NAJLEPSZY za każdym razem leciały mi łzy, pragnąc dojść do pokazanej u niego determinacji. Sukcesem dla mnie bardziej jest potwierdzenie sobie, że dążąc do celu potrafimy tak „wychować” swój organizm, by osiągać rzeczy, które nawet po ukończeniu wydają mi się dziś niemożliwe. To powtarzam na każdym kroku, widząc, że mogę komuś podpowiedzieć, że jeśli czuje się że jest na dnie, to jest to najpóźniejszy moment by się odbić w górę. Mocne pragnienie jest początkiem realizacji zamierzeń. Przebieg podwójnego szedł u mnie wg planu i po rowerze polepszyłem się z któregoś 30 miejsca na 27. Czułem się jak bym bieg dopiero 21km. Wtedy w strefie zawodnika zemdlałem od serii błędów. Krótko mówiąc: idąc na toaletę podjadłem sobie wołowinkę, i następnie starałem się jak najszybciej bezdotykowo załatwić swoje potrzeby. To doprowadziło do podkurczy w mojej sylwetce, krew odpłynęła z mózgu i odjechałem. Tego się nie trenuje a może się zdarzyć. Ale ani na chwilę nie myślałem o zejściu z trasy.
Jak przygotowywał się Pan do takich zawodów?
Najpiękniejszy był okres około 8 miesięcy przygotowań. Obóz biegowy w PLAYITAS i triathlonowe na Majorce do wiosny. Prosto z Czempina pojechałem do Livigno na ponad 3 tygodnie trenując tam 6 godzin dziennie. Chciałem wyrobić sobie wytrzymałość na wysokości ponad 2000m. Szczególnie trenując bieganie i pływanie – w ostatnim miesiącu przed startem przepłynąłem około 100km. Jedzenie alpejskie: czyli dużo Ricotte, jogurty i prawdziwe tłuste mleko oraz wołowina, mimo to chudłem czując się jak Rocky biegając w korytarzach śniegu do 2m. jazda rowerem to 15km pod górę i zjazd przy +6 w dół. Lub przy deszczowej pogodzie jazda 7km półtunelem wzdłuż jeziora i z powrotem. Krótka rozgrzewka w apartamencie (o tej porze roku są tańsze niż w Polsce) i powtórka. Przed startem czujemy podekscytowanie przedstartowe, ja to czułem przez 4 miesiące. Dopiero na starcie przy odliczaniu poczułem ulgę wiedząc, że się uda. Wpada się w taki hormonalny trans, że nie miało dla mnie znaczenia, ile kilometrów mam do zrobienia.
Triathlon to specyficzna dyscyplina, w której o zwycięstwie decyduje bardzo dobre przygotowanie we wszystkich konkurencjach. W której czuje się Pan najlepiej?
Bieg, szczególnie kocham zawody w Ślesinie, są cztery pętle i mogę gonić najlepszych już kończących swoje ostatnie pętle.
Czy uważa Pan, że z racji prowadzonej firmy, która produkuje specjalistyczne materace, zwraca Pan szczególną uwagę na regenerację i odpoczynek? Może ma Pan jakieś rady w tej kwestii dla pozostałych zawodników?
Niezależnie jakiej firmy były by to materace, należy je przetestować osobiście w sklepie. To jak rower. Nie kupujemy go by fajnie wyglądać na zdjęciu, tylko by osiągnąć najlepszy efekt. Wybierając materac zwracamy uwagę na jego elastyczność, przepustowość powietrza i jakość pokrowca. Wiele materacy na rynku sprzedawane jest na podstawie zdjęć komputerowych i podrasowanych zdjęć pokrowców. Produkty syntetyczne pięknie wyglądają w oświetleniu, ale podczas snu potrzebujemy pokrowca pochłaniającego pot, którego wydzielamy nawet do pół litra. Skracając w tym miejscu, proponuję: połóżcie się na lateksie TALALAY – to jak płynąć w piance lub bez. Ostatnio odkryłem, że świetnie odpoczywają mi mięśnie dwugłowe uda śpiąc na brzuchu na poduszce TALALAY przez którą można nawet oddychać. I jeszcze, materac musi być na stelażu z listwami giętymi.
Co jeszcze chciałby Pan osiągnąć?
Swój pierwszy maraton przebiegłem w swoje urodziny w 2011 w Berlinie. Atmosfera nieporównywalna, która dała mi na długo motywację. By ją podtrzymać podpatrzyłem, kiedy jeszcze będą niedziele w dniu moich urodzin. No i w nadmiarze endorfin stwierdziłem, że w 2061 będę miał 97 lat. Do tego czasu, jeśli zdrowie pozwoli, postaram się kontynuować to co lubię i startować w urodziny. A w 2061 było by moim marzeniem umrzeć na mecie marathonu. Najprawdopodobniej nie będzie mi to dane, ale dzięki wspomnieniom, że bywało się wśród najlepszych, będzie o co walczyć do końca. Zawsze jakiś dystans, który trzeba będzie rozłożyć na mniejsze.